czwartek, 20 sierpnia 2015

MOTYLE - TRZY

- Pierdolisz jak Makłowicz - powiedziałam do Filipa nie spoglądając nawet na niego.
- Makłowicz to by jeszcze zupę gotował - zaskoczył mnie swoją znajomością Igłą Szyte. - Lecisz i koniec.
- Nie! I koniec - warknęłam.
- Co z tobą nie tak?! Proponuję ci lot do Rio na Final Six, a ty mi mówisz pieprzone 'nie'? - pierwszy raz widziałam go tak złego. Jestem pewna, że nieźle namęczył się, aby kupić bilety. Koszty - dla Filipa one się nie liczyły. Czy wspomniałam, że jego tata jest politykiem? Ups. Chyba wypadło mi z głowy. Bądź co bądź, Fifi nie utrzymuje z ojcem wielkich kontaktów, bo jest przeciwny jego polityce, ale ojciec chce się pokazać z jak najlepszej strony i wysyła mu pieniądze. Duże pieniądze.
- Boję się latać samolotami - mruknęłam prawie niesłyszalnie.
- Pierdolisz - zaśmiał się, a następnie zaczął do kogoś dzwonić. - Hej, jest problem z naszą niespodzianką. Tak, tak. Okazało się, że nasza księżniczka boi się latać samolotem. Może jej przetłumaczysz, że nie ma czego? Nie. Wiesz, że. Okay. Już ci ją daję - zakończył rozmowę i wręczył mi telefon. Nie spojrzałam nawet na ekran, gdyż doskonale wiedziałam, że to albo Michał, albo Mateusz.
- Nigdzie nie lecę! Mam miejsca vip na kanapie i tu mi dobrze - zaczęłam swój, jakże emocjonalny monolog.
- No Tosia, dla mnie.
Ni stąd, ni z owąd, w moim brzuchu pojawiło się stado tych pieprzonych motyli.
 Moim rozmówcą był Kurek. Miał zachrypnięty głos. Pewnie Filip go obudził. Idiota zapomniał o strefach czasowych. Reprezentacja była w Rio od trzech dni.
- Ale...
- No nie bądź taka. Przylatuj i tyle. Samolot to nic strasznego, Mała.
Czy on właśnie powiedział Mała?
- Dobra, przylecę - poddałam się.
- Wspaniale - mruknął. - To teraz idź się pakuj, a mi daj spać, bo po śniadaniu mam trening. Buziak.
Nim zdążyłam odpowiedzieć - Bartek normalnie się rozłączył.

< BARTEK >

Już chyba dziesiąty raz, w ciągu trzech minut, przekręcałem się na drugi bok.
Nie mogłem spać.
A powodem tego była moja Tosia. Miała taki delikatny głos. Uroczy uśmiech. Nie mogłem się doczekać aż przyjedzie. Fajnie, że przyjedzie. Michał powinien mieć teraz wsparcie. Ja też. W szczególności, że gramy o sam szczyt. Kubi, odkąd pamiętam, był w cholerę rodzinny. Te sentymenty. Ja nie. Byłem i jestem na to obojętny. Sam o wszystko walczyłem. Sam do wszystkiego dążę. Nikt niczego mi nie dał. Nie wierzę w trzymanie kciuków. I w te wszystkie inne pierdoły.

Otworzyłem oczy, gdy zadzwonił budzik Mateusza, który oglądał ze mną wieczorem film i usnął na kanapie. Chłopak natychmiast chwycił telefon i zaczął przeglądać portale społecznościowe.
- OMG! - mruknął i po chwili podstawił mi pod nos komórkę.
Zdjęcie. Tosi i Filipa. Byli na siłowni. Dziewczyna w krótkich shortach i topie, który odsłaniał jej połowę brzucha.
Jest taka piękna.
- Czy oni wszędzie razem chodzą? - zapytałem.
- Hmmm - zamyślił się - tak.
Ja powinienem być na jego miejscu.

< TOSIA >

Skup się idiotko, karciłam się w myślach.
Wylot mamy o 2:00 w nocy, a ja jeszcze się nie spakowałam. Uwaga! Na zegarku 00:15. Cały czas myślałam o spotkaniu Bartka o meczu. To nie wiarygodne przeżycie. Tak samo jak bycie prawie rok temu na MŚ.
- Nie przyszło ci do głowy, aby się przespać chwilę? - do pokoju weszła zaspana Monika. Pewnie musiała skorzystać z toalety, a zapalone światło zachęciło ją, aby jeszcze zajrzeć do mnie.
- Nie mam pojęcia co zabrać.
- Ja obstawiam kombinezon - zakpiła, widząc, że w walizce mam 4 bluzy na długi rękaw.
- Zabawne - nurknęłam i schowałam je z powrotem do szafy. Monika tylko pokręciła zrezygnowanie głową i wyszła. Nawet nie powiedziała dobranoc, bo wiedziała, że ta noc nie będzie zaliczała się do dobrych.

Pakowałam kolejne rzeczy. Chyba już wiedziałam co powinnam zabrać, albo zabrałam to co wpadło mi w oko. Tak, druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Wcisnęłam w małą kieszeń walizki swoją ulubioną czarną sukienkę. Albowiem Filip obwieścił, wszem i wobec, że po meczach zostajemy jeden dzień dłużej i pójdziemy, w towarzystwie siatkarzy, pójdziemy na prawdziwą, brazylijską imprezę.

OD: FIFI
WIADOMOŚĆ: Złaź na dół! t e r a z !

Uśmiechnęłam się pod nosem i zbiegłam za dół, wcześniej zamykając drzwi za sobą. Wsiadłam do samochodu. Przywitałam się z Filipem szybkim całusem w policzek i ruszyliśmy na lotnisko.

***

- Co zrobiła? - zapytał Kubiak, dławiąc się łzami.
- No mówię wam - śmiał się Filip. - Podeszła do niej stewardesa i zapytała czy coś jej podać. Wlecieliśmy w turbulencję. Raz nas rzuciło. Kobieta nie zdążyła się odsunąć, a Tośka - przerwał, aby zaczerpnąć oddech - zrzygała jej się centralnie na buty - buchnął śmiechem, a za nim reszta chłopaków. Patrzyłam jak Nowakowski i Wrona pokładają się ze śmiechu. Możdżi wyciera łzy, a Kubiak robi to wszystko jednocześnie. Poczułam się zażenowana. Rozumiem - to wyglądało komicznie, ale ja nadal czułam się źle. Doszłam do prostego wniosku - zatrułam się hot dogiem, którego zjedliśmy tuż przed wylotem.
W pośpiechu wyszłam z pokoju, który obecnie należał do mnie i Filipa.
Stanęłam na korytarzu i odetchnęłam kilka razy, licząc, że odruch wymiotny ustąpi.
- Co jest?
Odwróciłam głowę i ujrzałam Bartka. Wyglądał genialnie.
- Nic - warknęłam. -Wracaj tam i słuchaj ja obrzygałam buty tej babie.
Mężczyzna tylko uśmiechnął się delikatnie. Boże, jaki on ma uśmiech.
- Dalej źle się czujesz? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Chodź do mnie. Napijesz się herbaty i odpoczniesz, a jak wszyscy się rozejdą, to wrócisz do swojego pokoju. Okay?
Ponownie kiwnęłam głową. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Jedyne na co miałam ochotę to go przytulić i pocałować.
- Masz sam pokój? - zapytałam, gdy weszliśmy do pomieszczenia. Na środku stała jedna walizka, w której, wręcz, wychodziły ubrania.
- Stephan stwierdził, że jeśli mam grać z taką presją to muszę mieć spokój, a nie dzielić pokój z którymś z przedszkola Antigi.
Zaśmiałam się cicho.
- A z jaką presją?
- No wiesz - zaczął, gdy włączył czajnik - 'musisz zastąpić Mariusza', 'bądź bombarierem'. Wiesz jak cholernie trudno się gra z takimi słowami na plecach?
Kiwnęłam głową, gdy ten podał mi kubek z gorącym napojem.
Siedzieliśmy w ciszy.
Ogromnej ciszy.
Grobowej ciszy.
Pieprzona cisza!
- Chyba - przerwałam ją - cię lubię powinnam już iść - wstałam z miejsca. - Do jutra.
Wtedy stało się coś nie wiarygodnego. Bartek chwycił mój nadgarstek i obrócił twarzą do siebie.

< BARTEK >

Nie! To siostra Twojego przyjaciela! Wiesz, że Kubiak Cię zabije!, krzyczał mój mózg.
Co mogłem poradzić?
Ona jest piękna.
Miła.
Urocza.
- Tak, do jutra - mruknąłem i pozwoliłem, aby opuściła mój pokój.
Nagle chciałem pobiec za nią i ją pocałować życzyć miłej nocy, lecz coś mnie sparaliżowało.
Pieprzone motyle, pomyślałem.

xxx

Fiu, fiu, fiu.
Się porobiło...

Mam DWA ważne pytania i chciałabym, żebyście odpowiedziały na nie w komentarzach pisząc odpowiednią cyferkę pytania i swoje zdanie. Okay?

1. Co myślicie o rozdziale? W sensie - perspektywa Bartka, skreślenia. Taka forma może być, czy raczej dać sobie spokój??
2. Co byście powiedziały, gdybym założyła blog, ale pisała w nim bardziej prywatnie, poruszając siatkarskie tematy i wgl. Dyskusje. Stwierdziłam, ze nie mam miejsca, aby czasami wyrzucić z siebie niektóre zdania. Ktoś by to czytał?

I tyle...

KOMENTUJCIE!
H.

4 komentarze:

  1. Ja będę czytać!!
    A ten pomysł z perspektywą Bartka i tymi skreśleniami to strzał w dziesiątkę.

    Tosia i Bartek. Bartek i Tosia. Jak to idealnie pasuje. Jak Bartek złapał Tosię za nadgarstek to myślałam, że to już będzie coś. A tu kij, niczego nie ma. Ale jakby na to spojrzeć z drugiej strony to było pomsłem dobrym, bo jakby na początku by się całowali to potem by jakoś inaczej by było. I jakby się Kubi dowiedział to było by chyba strasznie. Ale to Kubi-jego jest ciężko ogarnąć.

    Miałaś rację, że Filipa nie da się nie lubieć. Kupił bilety do Rio, a ta nie chciała lecieć. Ale ciężko jej się nie dziwić skoro boi się latać. Tak jak Bartek! On też się boi latać. Ciekawe czemu Filip zadzwonił do Bartka, a nie np. do Dzika. Ale w sumie to lepiej, że do Bartka. I jak on powiedział, żeby dla niego przylecieć to tak wymachiwałam kończynami radości, że mi telefon spadł prosto na twarz. Jak przeczytałam, że Tosia zwymiotowała na buty stewardesy to płakałam ze śmiechu. Ale od czego jest taki Bartek i jego herbatka?

    Pozdrawiam oraz życzę duuuużo weny.

    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie sie podoba Twoj blog :)
    I ta perspektywa Bartka,skreslenia powoduja,ze opowiadanie jest jeszcze ciekawsze. Super pomysł ;)
    Myslalam,ze jak ja chwycil za nadgarstek to i do pocalunku dojdzie czy cos a tu nic haha, wszystko w swoim czasie xd
    Czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial.
    Buzka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No robi się ciekawie :) Bardzo mi się to podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne *.* Czekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń